O miłości z okazji walentynek. Miłość romantyczna nigdy nie zaginie

Cywilizacja zachodnia jakby trochę oderwała się od ewolucji – przestajemy się rozmnażać. Dzietność w przeciętnej rodzinie cywilizacji zachodniej jest na poziomie współczynnika 1,3, a to oznacza jej schyłek, ona zniknie, jeśli nie wydarzy się coś rewolucyjnego. Faza miłości romantycznej wynika z naszej konstrukcji biologicznej. Nastolatki czy chcą czy nie, będą się zakochiwać romantycznie, nieszczęśliwie, będą nawet próbować odbierać sobie życie z powodu nieszczęśliwiej miłości. Tak więc miłość romantyczna nie zaginie – mówi dr Tomasz Witkowski, psycholog.
Dr Tomasz Witkowski, psycholog; archiwum własne

Dr Tomasz Witkowski, psycholog; archiwum własne

Beata Igielska, Focus o Zdrowiu:

Porozmawiajmy o miłości, zjawisku uniwersalnym, potężnej sile, która może wywoływać ogromne szczęście lub… smutek. Są walentynki, które bardzo w Polsce się przyjęły, a ty jesteś dobrym rozmówcą, bo onegdaj byłeś redaktorem naukowym polskiego wydania “Nowej psychologii miłości” pod redakcją Roberta Sternberga i Karin Weis. Czym z psychologicznego punktu widzenia jest miłość?

Dr Tomasz Witkowski, psycholog, pisarz, pisze o psychologii, psychoterapii, etyce, pograniczach nauki i pseudonauki. Jego “Zakazana psychologia” to próba “oczyszczenia” psychologii z hochsztaplerstwa. Pracował przez wiele lat w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego, spędził rok w Instytucie Psychologii w Bielefeld w Niemczech. Obecnie jest profesorem Wyższej Szkoły Kształcenia Zawodowego we Wrocławiu:

Są bardzo różne definicje miłości. O zakochaniu w jednej z koncepcji mówi się, że jest sumą adaptacyjnych błędów poznawczych (śmiech).

O, zaskakująca definicja.

Przeciętny człowiek, który uzyskał już wiek rozrodczy, ma do wyboru kilka miliardów ewentualnych partnerów, z którymi mógłby spłodzić dzieci i je wychowywać. Przy czym uważa, że dziewczyna mieszkająca w bloku obok w klatce pierwszej, jest absolutnie wyjątkowa, niepowtarzalna. I nie ma drugiej takiej na świecie, została stworzona tylko i wyłącznie dla niego. Patrząc z racjonalnego punktu widzenia, ten człowiek nie przeanalizował wszystkich dostępnych opcji ani sporej puli opcji.

Wszystkich nawet sztuczna inteligencja nie byłaby w stanie przeanalizować. Podjął więc decyzję rzutująca na całe życie – o zawarciu związku małżeńskiego i spłodzeniu dzieci. Gdyby nie te błędy poznawcze, prawdopodobnie nie bylibyśmy w stanie łączyć się w pary. Stupor decyzyjny powodowałby, że nie bylibyśmy w stanie wybrać najlepszego dla nas partnera. Rzadko kto sprawdza książeczkę zdrowia partnera/partnerki, stan zamożności itp. Wielu bardzo ważnych elementów tych decyzji nie bierzemy pod uwagę.

No ale np. miliarderzy poznają swoje dzieci z dziećmi miliarderów, dziwnym trafem zawsze niemal zakochują się w reprezentantce/reprezentancie tej grupy społecznej.

To ciekawa sprawa, w wielu różnych kulturach na świecie są małżeństwa aranżowane. Racjonalne decyzje w imieniu łączonych w pary podejmują rodzice czy swatowie.

I co jeszce ciekawsze, badania pokazują, że są to dobre małżeństwa.

Tak. W większości tych związków pojawia się etap miłości romantycznej, normalny etap zakochania, potem związek stabilizuje się, miłość się zmienia. Tak więc związek może być zaaranżowany, a miłość i tak w którymś momencie się pojawi.

Od czasu wydania książki upłynęło wiele lat. Kultura bardzo się zmieniła, jest wszechobecny internet, są media społecznościowe, a w nich panoszy się narcyzm, atrakcyjność fizyczna stała się fetyszem. Jaki to wszystko ma wpływ na miłość? W przywołanej książce mówiło się, że inaczej sklasyfikuje się miłość w kulturach kolektywistycznych nastawionych na cele altruistyczne i na przyjaźń, a inaczej w indywidualistycznych, opartych na zabawie i permisywizmie. Dziś zachodni świat zdominowała kultura indywidualistyczna.

Musimy cały czas pamiętać, że zakochanie się, miłość, romantyczne uczucia, to nic innego jak efekty ewolucji. Chodzi o to, żebyśmy się rozmnażali. Kultura natomiast, choć nie tak bezwzględnie, ale modyfikuje pewne wartości, które cenimy w innych, spostrzeganie atrakcyjności.

Tu jest ciekawe, że mężczyźni będą preferowali kobiety o zdrowo wyglądającej cerze, symetrycznej budowie ciała, twarzy w szczególności, o odpowiednich proporcjach talii do bioder. Tak dzieje się nawet, gdy się zmienia postrzeganie ideału atrakcyjności, gdy w pewnych okresach historycznych kobiety o bardziej obfitych kształtach uważane były za bardziej atrakcyjne, a czasami to bardzo szczupłe były uważane za atrakcyjniejsze. Zawsze jednak stosunek talii do bioder pozostał stały, bo takie kobiety rodzą bez problemów. Tak więc mimo wszystko to biologia będzie dominowała w naszych wyborach. A kultura modyfikuje jedynie sfery powierzchniowe.

Zwróć, proszę, uwagę, że cywilizacja zachodnia jakby trochę oderwała się od ewolucji – przestajemy się rozmnażać. Dzietność w przeciętnej rodzinie cywilizacji zachodniej jest na poziomie współczynnika 1,3, a to oznacza schyłek tej cywilizacji, ona zniknie, jeśli nie wydarzy się coś rewolucyjnego.

No ale nie tylko zachodnia cywizalacja znika. Popatrzmy na Koreę Poludniową, Japonię.

Tak, ale nadal są to wyspy niskiej dzietności w kulturach wschodnich. Zresztą my tu generalnie mówimy o jakiś 10-12 procentach populacji świata, bo cała jego reszta funkcjonuje w zupełnie innych warunkach, w kulturach nie tak indywidualistycznych. Do tego dokłada się tzw. kryzys męskości mający bardzo wyraźne biologiczne wskaźniki jak: drastyczne obniżenie poziomu testosteronu u współczesnych mężczyzn, drastyczne obniżenie liczby plemników w centymetrze sześciennym spermy. To jest spowodowane najprawdopodobniej zmianami środowiskowymi. Te zmiany dotyczą mężczyzn z kultury zachodniej. W Afryce, Azji nie obserwuje się ich.

Z jednej strony więc jest biologia, ewolucja, która nas ukształtowała, jak mamy spostrzegać partnerów, żeby w rezultacie mieć zdrowe potomstwo: włosy cera, symetria – to są wskazówki dobrych genów, które możemy dostrzec na pierwszy rzut oka. Kobiety raczej preferują mężczyzn o dużych zasobach materialnych, uroda nie jest tak bardzo ważna. Ale też wybierają mężczyzn odważnych, dzielnych, bo to też dobrze wróży przyszłemu potomstwu. Te wybory z pewnością są modyfikowane przez kryzys męskości, kulturę indywidualistyczną – to powoduje, że rozmnażanie się schodzi na dalszy plan. Z punktu widzenia ewolucji dziś związki tworzy się na podstawie nieracjonalnych wartości.

Czy dzisiejsze dzieci dobrobytu potrafią kochać romantycznie? Jakby nie patrzeć walentynki kojarzą się z miłością romantyczną, choć jest to romantyzm wielce w stylu pop. Ten neoromantyzm może wyglądać tak, że na walnetynkowej randce obydwoje zerkają w swoje smartfony. Dialog w zaniku.

Może to tak wyglądać. Natomiast faza miłości romantycznej wynika z naszej konstrukcji biologicznej. Nastolatki czy chcą czy nie, będą się zakochiwać romantycznie, nieszczęśliwie, będą nawet próbować odbierać sobie życie z powodu nieszczęśliwiej miłości. Tak więc miłość romantyczna nie zaginie. Pozostaje pytanie, w jakim stopniu kryzys męskości modyfikuje te procesy. Bo jeśli przeciętny mężczyzna w wieku 25 lat ma w tej chwili o połowę mniej testosteronu niż mężczyzna w latach 70. ubiegłego wieku, prawdopodobnie ten niski testosteron modyfikuje jego odczuwanie rzeczywistości.

Są różne rodzaje miłości, już średniowieczna scholastyka dobrze je podzieliła: eros – miłość namiętna, miłość – przyjaźń i agape, czyli miłość – troska, poświecenie. Służą różnym celom. Celem nadrzędnym, jeśli jest to związek heteroseksualny, jest potomstwo. Miłość rodzicielska jest bezwarunkowa i wymyka się klasyfikacjom.

Mówiąc o miłości, szczególnie przy okazji walentynek, zapominamy, że jest miłość rodzicielska, która jest dość mocno uwarunkowana ewolucyjnie i biologicznie. Weźmy przypadek kobiet, które zaszły w niechcianą ciążę i podpisały przed urodzeniem dziecka dokumenty adopcyjne, bo były pewne, że nie chcą tego dziecka, nic do niego nie czują, a po porodzie dzieją się sceny dantejskie.

Bo sam poród to wystrzał mieszanki hormonalnej, szczególnie oksytocyny, która jest hormonem odpowiedzialnym m.in. za przywiązanie i te kobiety nie dają sobie odebrać dziecka. Miłość rodzicielska też miewa romantyczne fazy, dające podstawę do zapewnienia potomstwu opieki przez bardzo, bardzo długi czas – wśród zwierząt jesteśmy ewenementem, jeśli idzie o czas wychowywania potomstwa. Następne po nas są orangutany – wychowują 6 – 8 lat swoje potomstwo. Tak jak my wychowują swoje dzieci, dopóki te nie wyjdą z domu.

Interesujący jest przebieg miłości w czasie, jak się ona zmienia. Dwudziestoletnia dziewczyna może potrzebować miłości erotycznej, ale ta sama dziewczyna w wieku lat 40 może potrzebować miłości – przyjaźni. I w gruncie rzeczy jest coraz więcej teorii, że to przyjaźń jest ważna. Namiętność wygasa, przyjaźń zostaje na całe życie.

W przywołanej na początku rozmowy książce jest opisana koncepcja miłości Roberta Sternberga. Mówi o trzech elementach miłości: namiętność, intymność i zaangażowaniu. Na początku znajomości w związku dominuje namiętność, potem jest coraz więcej intymności, która jest też elementem przyjaźni. Jak już miłość się stabilizuje, pozostaje głównie zaangażowanie – to, co łączy przyjaciół.

Miłość przebiega dość podobnie w różnych związkach. Fazy trwają różnie u różnych par. Czasem wszystko odbywa się błyskawicznie i związek się rozpada, a czasami trwa do końca życia. Mikstura trzech czynników – namiętności, intymności, zaangażowania, decyduje o typie związku, z jakim mamy do czynienia – czysto erotycznym, gdzie najważniejsza jest namiętność, czy z przyjacielskim, gdzie ważna jest intymność, czy z dojrzałym, gdzie ważne jest zaangażowanie.

Czasem ludzie przestają kochać. Dla partnera/partnerki, i tu nie jest ważne czy relacja jest hetero- czy homoseksulana, może to być traumatyczne doświadczenie, koniec świata. Ba, nawet może dojść do zbrodni w afekcie. Przeważnie mordującym jest mężczyzna.

Niestety, to się zdarza. Dlatego WHO zdecydowało, żeby miłość, stan zakochania, wprowadzić na listę chorób i zaburzeń psychicznych ICD 10. To jest choroba F63.9 – klasyfikacja: zaburzenia nawyków i popędów, nieokreślone.

Naprawdę?

No tak. Jeśli ludzie umierają z miłości, to można powiedzieć, że jest to choroba śmiertelna. Czasem umierają z własnej ręki, czasami z ręki partnera. Czasami stan zakochania czy miłości przeszkadza żyć. Trzeba więc to traktować jako zaburzenie, jeśli ktoś jest nieszczęśliwie zakochany i to prowadzi do prób samobójczych lub samobójstwa. Albo ktoś jest chorobliwie zazdrosny i to powoduje, że związek się rozpada.

A właśnie, co z tą zazdrością? Czy zawsze towarzyszy miłości? A może stopień, w jakim ludzie czują się zazdrośni, zależy także od ich osobowości?

Na pewno tak, ale są też wyraźne wzorce kulturowe, jeśli idzie o zazdrość. Cały czas żyjemy w społeczeństwie o podwójnej moralności. Tzn. łatwiej akceptujemy zdradę mężczyzny niż zdradę kobiety. Podłoże takich niepisanych norm kultowych jest dość mocno biologicznie uwarunkowane. Bo jeśli zdradzi kobieta i efektem zdrady będzie ciąża, to koszt dla mężczyzny jest nieporównywalnie większy niż jego zdrada dla partnerki. Będzie on musiał wychowywać nie swoje potomstwo, nie swoje geny, czyli de facto nie zrealizuje własnego celu reprodukcyjnego.

Jeśli zdradzi mężczyzna, dla partnerki to nie niesie wielkich konsekwencji w postaci strat ewolucyjnych, biologicznych, nie poświęca ona na tę zdradę żadnych zasobów. Może być zazdrosna, że inna kobieta odbiera jej partnera. Ten mechanizm można przenieść na poziom dziadków. Okazuje się, że jeśli analizujemy inwestycje ponoszone przez dziadków na rzecz wnuków, to ci ze strony córki poświęcają dużo chętniej i więcej zasobów, bo mają pewność, że inwestują w 25 procent swoich genów. Mają pewność, że dzieci ich córki są w prostej linii ich potomkami.

Na koniec taki ładny przykład. Leciwy już Miguel de Unamuno powiedział, tu nieco strawestuję: gdy widzę nogi mojej żony, nie odczuwam już nic. Ale gdy ją te nogi bolą, bolą i mnie. I to chyba dość piękna definicja miłości.

To jest miłość, gdzie zaangażowanie jest dominantą w trójkącie, o którym wspominałem wcześniej.

Czyli angażujmy się i popełniajmy błędy poznawcze. Bez nich nie byłoby nas.

No tak. Nie byłoby dzisiejszych walentynek.

Beata IgielskaB
Napisane przez

Beata Igielska

Tematyką zdrowia zajmuje się od 2020 r. Laureatka kilku nagród dziennikarskich. W styczniu 2025 r. została Dziennikarzem Medycznym Roku 2024 w kategorii Internet. Uwielbia tematy społeczne, ma wieloletnie doświadczenie w mediach ogólnopolskich. Pisze publicystykę, wywiady, reportaże – za jeden z nich została nagrodzona w 2007 r. Prywatnie wielbicielka dobrej literatury, muzyki, sztuki. Jej konikiem jest teatr – ukończyła oprócz polonistyki, także teatrologię. Lubi podróże.