Ratownik medyczny. Czy w kamizelce nożoodpornej będzie bezpieczniejszy?


Potrzebne jest zwiększenie obsady zespołów ratownictwa medycznego do trzech osób. Kamizelki nożoodporne, które w dodatku muszą przejść wielomiesięczny, kosztowny proces certyfikacji, raczej nie załatwią sprawy bezpieczeństwa ratowników. Tu niezbędne jest bezwzględne egzekwowanie prawa do ich ochrony. Nie może dłużej być tak, że sprawca pobicia ratownika medycznego ma zasądzone 30 godzin prac społecznych. Ratując cudze życie, nikt nie może być pozbawiony własnego.
Fot. pcdazero; Pixaby

Fot. pcdazero; Pixaby

Kwestia bezpieczeństwa ratowników medycznych to jeden z tematów, którym zajmuje się w ostatnim czasie resort zdrowia, po tym jak w styczniu zmarł ratownik medyczny ugodzony nożem podczas interwencji. Ministerstwo Zdrowia, po tym wydarzeniu, zapowiedziało m.in. wprowadzenie zaostrzenia kar dla osób agresywnych w stosunku do ratowników medycznych, zapewnienie pomocy psychologicznej, zapewnienie kursów samoobrony dla pracowników ZRM oraz zakup kamizelek nożoodpornych dla ratowników. Planowane jest również zwiększenie obsady zespołów ratownictwa medycznego.

Zdaniem prof. Juliusza Jakubaszko, członka Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej, zasiadającego w wielu gremiach międzynarodowych zajmujących się tą gałęzią medycyny, za narastanie agresji wobec zespołów ratownictwa medycznego (ZRM) oraz personelu szpitalnych oddziałów ratunkowych (SOR) odpowiedzialnych jest cały szereg czynników, w tym głównie: niski poziom świadomości prozdrowotnej naszego społeczeństwa, słaba skuteczność systemu ochrony zdrowia – szczególnie na etapie podstawowej opieki zdrowotnej (POZ), narastająca brutalizacja życia społecznego i brak poszanowania prawa z rosnącym poczuciem bezkarności.

Jednocześnie, brak racjonalnego monitorowania jakości systemu ratownictwa medycznego oraz brak specjalistycznego nadzoru i opieki nad tymi zespołami w trakcie wykonywania ich zadań, obniża poczucie bezpieczeństwa wśród ratowników medycznych.

Prof. Jakubaszko uważa, że lansowana od dłuższego już czasu dwuosobowa obsada zespołów ratownictwa medycznego, a od niedawna nawet zespołów jednoosobowych (“motocyklowy ZRM”), świadczy o braku zrozumienia dla właściwej polityki prozdrowotnej. Sytuację dodatkowo pogarsza postępująca eliminacja lekarzy medycyny ratunkowej z zespołów ratownictwa medycznego.

Kiedyś Specjalistyczne ZRM (z lekarzem na pokładzie karetki) stanowiły 50 proc. wszystkich zespołów, później tylko 30 proc., a obecnie w wielu rejonach jest tylko jeden ZRM-S na dziesięć zespołów podstawowych (ZRM-P).

Prof. Jakubaszko:

Nagłaśniane obecnie zwiększanie bezpieczeństwa ratowników medycznych poprzez wyposażanie ich w kamizelki nożoodporne nie rozwiąże problemu. Choć oczywiście, kamizelki też mogą się przydać, ale to powinno być działaniem dodatkowym. Istotnym byłoby zwiększanie obsady ZRM do 3 osób, co również podnosi bezpieczeństwo pacjentów i jakość przedszpitalnych świadczeń zdrowotnych oraz wprowadzenie specjalistycznego nadzoru lekarskiego online nad Podstawowym ZRM (bez lekarza specjalisty). Przy obecnym poziomie technologicznym są to rozwiązania stosunkowo łatwe, tanie i szybkie do wprowadzenia. Funkcjonują one od dawna w wielu krajach o bardziej zaawansowanym poziomie medycyny ratunkowej.

Ratownik medyczny. Funkcjonariusz państwowy bez rzeczywistej ochrony

Formalnie, od strony prawnej, ratownik medyczny jest funkcjonariusze państwowym, który podlega szczególnej ochronie, ale w praktyce to niewiele dla niego znaczy.

– Realną pomocą dla nas byłoby uregulowanie statusu prawnego naszego zawodu. Upominamy się o to od 16 lat. Bo jak to jest: jestem funkcjonariuszem publicznym, gdy trzymam strzykawkę w ręku, a jak ktoś mnie uderzy po medycznych czynnościach ratunkowych, to nie jestem? Nie może być tak, że wychodzi polityk i mówi, koniec z biciem ratowników i daje kamizelki nożoodporne. I co? Od tego daru będzie już wszystko dobrze? A kara za napaść na medyka to prace społeczne – 20 h. Trzeba nadać naszemu zawodowi prestiż i przywileje. Jak to zrobić? Nie wiem, należy pytać pacjentów i medyków, oni podpowiedzą. Trzeba otworzyć dyskusję – uważa Karol Bączkowski, ratownik medyczny.

Jego zdaniem konieczne jest monitowanie, ile jest zdarzeń niebezpiecznych, aktów agresji. Jeśli tego nie wiemy, nie wiemy także, jaki sprzęt byłby potrzebny. Dopiero w świetle danych byłoby widać, czy nie potrzeba kamizelek, ale kuloodpornych. A może czegoś innego.

Karol Bączkowski:

Realizacja tych obecnych obietnic to mogą być bez sensu wydane pieniądze. To moje zdanie, a nie zdanie całego środowiska. Ratownictwo medyczne jest w głębokim kryzysie. Młodzi ludzie, nie garną się do zawodu. Nikt w pracy nie chce dostać w mordę. Wie pani, od kiedy upominamy się o wsparcie psychologiczne? Od bardzo dawna.

Zdaniem prof. Roberta Gałązkowskiego, kierownika Zakładu Ratownictwa Medycznego Wydziału Nauk o Zdrowiu Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, kluczem do skutecznego odstraszania agresorów jest skuteczne i bezwzględne egzekwowanie nałożonych na nich kar.

Prof. Gałązkowski:

Nie może być tak, że funkcjonariusz publiczny tylko w świetle przepisów ma zabezpieczenie w postaci ochrony, a w rzeczywistości jej nie ma. Nie rozumiem sytuacji, gdy pobity ratownik medyczny ma trwały uszczerbek na zdrowiu, a sprawca tego pobicia ma zasądzone 30 godzin prac społecznych. To niedopuszczalne.

– Ataki na funkcjonariuszy publicznych w Polsce nasilają się. Jest to zjawisko znane od wielu lat w Stanach Zjednoczonych i tam są za to surowe kary. To nie są przelewki. Ratownik swoją pracę wykonuje, aby ratować czyjeś życie, nie może być przedmiotem ataku, agresji, wyzwisk. My nie jedziemy do kogoś, by go atakować, tylko nieść mu pomoc. I w zamian za to dostajemy nożem w klatkę piersiową. Człowiek ratujący drugiego człowieka został zamordowany. Nie ma na to zgody – dodaje ekspert z WUM.

Niemniej uważa, że zaproponowane przez rząd kamizelki, które zabezpieczają przed skutecznym użyciem noża wobec ratowników medycznych, to ważne zabezpieczenie fizyczne, w ostatnich latach działające już w kilku krajach. 

– Również wsparcie psychologiczne absolutnie popieram. W pracy nie tylko ktoś nas atakuje, ale też np. mamy nieudaną akcję ratunkową. Szczególnie w przypadku dzieci bardzo to przeżywamy. W takich sytuacjach wsparcie psychologa jest istotne – podkreśla prof. Gałązkowski.

Ratownik medyczny diagnozuje katar, karetka pogotowia jeździ jak Uber

Prof. Gałązkowski zwraca uwagę, że zdecydowana większość wyjazdów zespołów państwowego ratownictwa medycznego jest wątpliwa, ponieważ ratownictwo medyczne jest ukierunkowane w swojej istocie na najpoważniejsze stany zagrożenia życia i zdrowia.

– Bardzo często zespoły ratownictwa medycznego jadą udzielić porady, która powinna być udzielona przez lekarza POZ lub nocnej, świątecznej opieki lekarskiej. Takie wyjazdy mogą być przyczyną tego, że karetka nie dotrze do naprawdę potrzebujących – mówi prof. Gałązkowski.

Prof. Juliusz Jakubaszko:

Trzeba podnieść świadomość społeczną, do czego służą zespoły ratownictwa medycznego. Na pewno nie do diagnozowania kataru. Tego jednak nie da się załatwić z dnia na dzień.

Ratownik medyczny. Nikt w pracy nie chce dostać w twarz

Karol Bączkowski kompletnie nie widzi potencjału w tym, co proponuje rząd. Sam kiedyś został zaatakowany przez pacjenta i sąd umorzył sprawę.

– Nie wierzę politykom. Można dawać kamizelki nożoodporne, kupować inny sprzęt, obiecywać wsparcie psychologów, żeby coś pokazać, a społeczeństwo uspokoić, że rząd coś robi. To są działania pod publikę. W pandemii też był napad na ratownika. Czy coś się zmieniło? Najłatwiej kupić sprzęt. Nikt się nie przejmuje, że pracujemy na kontraktach po 350 godzin w miesiącu, a będą rozdawać kamizelki – mówi Bączkowski.

Jego zdaniem realnym wsparciem całego systemu ochrony zdrowia byłyby
videokonferencje. Umożliwiłoby to ocenę sytuacji chorego, ale też bezpieczeństwa dla ratowników. W Wielkiej Brytanii nawet zgon w niektórych przypadkach stwierdza się przez telefon.

– Nikt nie byłby wykluczony, ponieważ dla osób, które nie mają umiejętności cyfrowych albo dostępu do sieci tudzież telefonu z kamerką, która uruchamiałaby się automatycznie, wciąż byłyby tradycyjne linie telefoniczne. Wtedy nie dochodziłoby do ich zapchania, jak obecnie. Videokonferencja umożliwiłaby instruowanie, co zrobić, zanim dojedziemy karetką – podpowiada Karol Bączkowski

Czytaj także: Robot-ratownik morski

Byle jaka kamizelka nie zapewni ochrony

We wpisie w mediach społecznościowych Piotr Gajos, specjalista ds. zgodności produktów, ekspert organów nadzoru rynku, zwrócił uwagę, że kamizelka chroniąca przed pchnięciem nożem jest środkiem ochrony osobistej najwyższej kategorii i jako taka musi przejść odpowiednią certyfikację, by otrzymać oznakowanie CE.

Zdaniem eksperta cały proces może trwać nawet kilka miesięcy i sporo kosztować.

“W Polsce nie ma uprawnionej jednostki notyfikacyjnej(…). W internecie łatwo znaleźć oferty pseudokamizelek. Inspektorzy organów nadzoru rynku mają dużo pracy do wykonania. Niektóre kamizelki, niespełniające wymogów, mogą być niebezpieczne.(…) Sytuacja na rynku zaczyna poprzypominać tę z czasów pandemii (…) Byle jaka kamizelka nie zapewni ochrony. Nie popełniajmy błędów z czasów pandemii, gdy pośpiech pozbawił nas czasu na przemyślenia i zaplanowanie”.

Beata IgielskaB
Napisane przez

Beata Igielska

Tematyką zdrowia zajmuje się od 2020 r. Laureatka kilku nagród dziennikarskich. W styczniu 2025 r. została Dziennikarzem Medycznym Roku 2024 w kategorii Internet. Uwielbia tematy społeczne, ma wieloletnie doświadczenie w mediach ogólnopolskich. Pisze publicystykę, wywiady, reportaże – za jeden z nich została nagrodzona w 2007 r. Prywatnie wielbicielka dobrej literatury, muzyki, sztuki. Jej konikiem jest teatr – ukończyła oprócz polonistyki, także teatrologię. Lubi podróże.