Od najmłodszych po seniorów nadwaga i otyłość rośnie. Wyjątkiem są nastolatki. Epidemiologia nie napawa optymizmem. Tym bardziej, że choroba otyłościowa wciąż jest pokazywana głównie jako problem zdeformowanej sylwetki, a nie straszna choroba, która zabija, dewastuje zdrowie, skraca życie kobiet o 7-8 lat, a życie mężczyzn o ponad dekadę. Szacuje się, że w 2050 r. średnia długość życia z powodu otyłości skróci się o cztery lata. Polska jest po Meksyku, na samym dole tabeli.
Otyłość. Dramatyczny krajobraz, a będzie coraz gorzej
Prof. Paweł Bogdański, specjalista chorób wewnętrznych i hipertensjologii, certyfikowany lekarz lipidolog:
58 procent Polaków ma nadwagę, 21 proc. cierpi na otyłość. Z jej powodu 9 mln osób choruje i ta liczba wciąż dramatycznie wzrasta. W dekadę przybyło 13 proc. osób z nadmierną masą ciała. Nasze dzieci i młodzież tyją najczęściej w Europie. Dziecko z nadwagą zostawione samo sobie, bez modyfikacji stylu życia, ma osiemnastokrotnie większe ryzyko otyłości jako osoba dorosła.
Ekspert twierdzi, że otyli dorośli w wieku prokreacyjnym zwiększają ryzyko otyłości u potomstwa.
Osobom zmagającym się z otyłością spada jakość życia, wszystkie narządy i układy są zdewastowane. Pacjenci chorzy na otyłość stoją w długich kolejkach do specjalistów. Te kolejki będą rosły. Z powodu otyłości 900 tys. osób choruje na cukrzycę typu 2, 350 tys. ma nadciśnienie tętnicze, 150 tys. potrzebuje endoprotezy stawu kolanowego. Ból tego stawu powoduje kolejki do ortopedy, potem do rehabilitacji. Czasem staje się powodem przedwczesnej renty.
Osoby z otyłością odwiedzają bardzo wielu specjalistów, bo nikt wcześniej im nie powiedział, że otyłość ich niszczy. Nadmiernie obciążają system opieki zdrowotnej. Tkanka tłuszczowa trzewna odkłada się w wątrobie. Najpierw dochodzi do stłuszczenia wątroby, potem do zapalenia, a na końcu drogi jest rak. Na stłuszczenie wątroby cierpi 9 mln Polaków. Otyłość degraduje także nerki. Wkrótce więc setki osób będą potrzebować dializowania.
Otyłość degeneruje centralny układ nerwowy – mózg się szybciej starzeje, jest wyższe ryzyko rozwoju chorób otępiennych. Co gorsza, w dobie katastrofy demograficznej, to otyłość jest przyczyną problemów z zajściem w ciążę. W dodatku 50 proc. chorych na otyłość rozwinie depresję.
Czytaj także: Co ma otyłość do niepłodności
Z powodu otyłości upośledza się układ immunologiczny. Wystarczy sobie przypomnieć, jakie osoby najczęściej umierały na Covid.
Te wszystkie informacje przekazał prof. Paweł Bogdański w czasie warsztatu edukacyjnego dla dziennikarzy medycznych “Nowe perspektywy kompleksowego leczenia choroby otyłościowej”.
Jak podkreślił ekspert, najgorsze jest to, że lekarze wciąż lekceważą otyłość, nie rozumieją tej choroby. Mówią: będziemy leczyć grypę, a nie otyłość.
Otyłość. Ile kosztuje jej leczenie?
Koszty leczenia otyłości szacuje się na 15 mld zł w skali roku, a do 2060 r. wzrosną one sześciokrotnie. 10 proc. wypadków drogowych jest konsekwencją braku leczenia bezdechu sennego, a 90 proc. cierpiących na tę przypadłość to osoby chore na otyłość. To ona jest przyczyną degradacji układu kostno-stawowego: wysiadają stawy kolanowe, biodrowe, kręgosłup, męczy poranna sztywność.
Leczenie skutków otyłości na świecie kosztuje 2 biliony dolarów. To więcej niż światowe wydatki na zbrojenia, a i tak są mocno niedoszacowane. Leczenie pacjenta z otyłością kosztuje 44 proc. więcej niż pacjenta bez otyłości. 90 proc. kosztów leczenia w diabetologii generują otyli, stanowią też 60 proc. osób z nadciśnieniem tętniczym.
Z powodu powikłań otyłości będzie wysyp nowotworów: jelita grubego, piersi, przełyku, trzustki. Nowotwór u osób otyłych jest później wykrywany. Po pierwsze – chory wstydzi się chodzić do lekarza, a po drugie z powodu powłok tłuszczowych nowotwór jest trudniejszy do zdiagnozowania, leczy się go o wiele trudniej niż u osoby szczupłej.
Czy tego chcemy czy nie, jeśli nie zawalczymy o Polaków w kwestii otyłości, będą rosły wydatki na onkologię.
Aby o siebie skutecznie zadbać, wystarczy:
- zredukować masę ciała
- zmienić nawyki żywieniowe
- być aktywnym fizycznie
Otyłość. Ta choroba ciągle jest bagatelizowana
– Lekarze długo wypierali tę chorobę, bo nie mieli czym jej leczyć. Nowoczesna medycyna już nie pozostaje bezradna. Jestem przedstawicielem chirurgów bariatrycznych. Na razie mamy dużo pracy, ale dzięki nowoczesnym lekom to się zmieni. Niestety, przeważnie wizyta u lekarza kończy się wypisaniem recepty na lek. Tymczasem bez leczenia kompleksowego nie ma oczekiwanego efektu. Dobre jest przynajmniej to, że lekarze wreszcie zaczęli, choć zbyt rzadko, stawiać rozpoznanie: choroba otyłościowa. Gdy przeglądam w szpitalu karty informacyjne moich pacjentów, nadal widzę brak rozpoznania tej choroby. Szczególnie zaskakują mnie kardiolodzy – mówi prof. dr hab. n. med. Mariusz Wyleżoł, chirurg bariatryczny i ogólny.
Jego zdaniem w mediach wciąż za mało mówi się na temat powikłań otyłości. W dodatku źle się komunikuje tę chorobę. Wciąż sięga się po zdjęcia wielkiego brzucha z centymetrem krawieckim. To już lepiej pokazać kartę informacyjną ze szpitala.
Czytaj także: Nowy hormon regulujący apetyt i metabolizm odkryty! Pomoże walczyć z otyłością?
– Ostatnio byłem gościem popularnego programu telewizyjnego. Po nim przez 2,5 godziny pełniłem dyżur telefoniczny. Cały czas rozmawiałem z chorymi, kilkaset osób próbowało się dodzwonić. Usłyszałem, że lekarze rodzinni wciąż odmawiają skierowania do specjalisty. Rozmawiałem z chorym, który od pięciu lat nie wychodzi z domu. To jeszcze bardziej uświadomiło mi skalę problemu. Naprawdę musimy odrobić lekcje z otyłości – przekonuje prof. Wyleżoł.
Sami chorzy nie potrafią powiedzieć, na czym polega ich choroba. Mówią: nie radzę sobie z jedzeniem, nie mam silnej woli. Przecież to nie na woli polega, lecz m.in. na ogromnych zaburzeniach hormonalnych. Dlatego prof. Wyleżoł nie krył zaskoczenia, gdy ostatnio senator-lekarz w prywatnej rozmowie powiedziała: “nie mówmy o leczeniu otyłych, oni za dużo żrą”. Wciąż jest problem stygmatyzacji chorych na otyłość. Owszem, w ostatnich latach język się zmienia, ale bardzo powoli.
Otyłość. Co zrobić, żeby zatrzymać jej rozwój
Małgorzata Budlewska, lekarz z Działu Medycznego Novo Nordisk:
W chorobie otyłościowej gołym okiem widać nadmiar tkanki tłuszczowej. I faktycznie, chorzy słyszą: pewnie wieczorami trenujesz kanapę, telewizor i piwo. Obżerasz się i brak ci silnej woli. Wciąż myślimy, że osoba otyła nie jest chora, tylko sama winna swemu wyglądowi. Jeśli człowiek jest chory na nowotwór, drżymy o niego, chcemy pomóc, a otyłości nie spostrzegamy jako choroby, jako tego, że chorzy nie własnej woli stracili kontrolę nad jedzeniem. Nasze geny były predysponowane do tego, żebyśmy przetrwali jako gatunek na małej ilości jedzenia. Niestety, w latach 50. ubiegłego wieku zaczęliśmy hodować żywność, w chlebie zamiast mąki mamy ulepszacze. Sami stworzyliśmy sobie środowisko, w którym nie jesteśmy w stanie funkcjonować.
W takim środowisku układ kontroli odżywiania nie działa. A skoro otyłość to choroba, pacjent powinien trafić do lekarza i otrzymać leczenie kompleksowe. Tu nie wystarczy zastrzyk, tabletka, operacja. Jest to bowiem choroba przewlekła obarczona dużym ryzykiem do powrotu nadmiernej masy ciała. Dlatego celem leczenia pacjenta nie jest redukcja masy ciała, lecz skupienie się na profilaktyce. Pacjent ma dobrze funkcjonować.
Otyłość. Dlaczego należy ją leczyć kompleksowo
Prof. dr hab. n. med. Lucyna Ostrowska, dietetyk kliniczny, specjalista chorób wewnętrznych, prezes Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości, wyjaśnia, dlaczego otyłość należy leczyć kompleksowo. Ekspertka od ponad ćwierć wieku leczy tę chorobę i uważa, że wciąż jest bardzo nieuświadomiona, a pacjent wciąż jest stygmatyzowany.
Prof. Ostrowska:
Gdy 25 lat temu uczyłam się leczenia otyłości za granicą, mówiono nam, że wystarczy zredukować masę ciała, stosowano diety nawet 600 kcal. I tu tkwiła nasza nieświadomość. Owszem, gdy pacjenci byli w specjalnych programach, restrykcyjne diety były pilnowane, przyjmowali 1000 kcal dziennie plus mieli 150 minut ruchu tygodniowo. Mimo to okazywało się, że redukcja masy ciała jest różna. 68 proc. pacjentów zredukowało masę ciała o 5 do 10 proc., ale u 10 proc. pacjentów waga nawet nie drgnęła. Nikt nie utrzymał wagi ponad 1,5 roku.
Ekspertka przypomina, że rok 2009 pokazał, że w przebiegu tej choroby ważny jest skład ciała, ile tkanki tłuszczowej jest w pasie brzusznym na zewnątrz – pod skórą, a ile wewnątrz. Osoby z podskórną tkanką tłuszczową zaczynają chorować później.
– Nie raz pod gabinetem słyszałam mędrkowanie: tamten pan jest ode mnie grubszy i nie miał zawału, to i ja nie będę miał, bo jestem szczuplejszy. To lekceważenie złożoności problemu. I właśnie od 2009 r. doszliśmy do wniosku, że tę chorobie należy leczyć kompleksowo – mówi prof. Ostrowska. – Nowa grupa leków inkretynowych pokazuje, że trzeba rozpoznać fenotyp pacjenta i indywidualizować leczenie. Z czasem zobaczyliśmy, że sam lek nie działa. Ważne też jest leczenie niefarmakologiczne. Nie zalecamy diet-cud, jesteśmy przeciwnikami diety keto. Najważniejsza jest modyfikacja zachowań żywieniowych. Ruch trzeba wprowadzać od najmniejszych wyzwań, bo osoby z otyłością ledwie chodzą. Zalecam więc najpierw chodzenie dookoła stołu pod okiem najbliższych. Potem dawka ruchu jest zwiększona do krótkich spacerów, a potem do coraz dłuższych – tłumaczy ekspertka.
Jej zdaniem, bardzo ważne jest wsparcie psychiczne, bo choroba jest nawrotowa. Nawet osobom zdrowym trudno jest utrzymać rygorystyczny reżim – ruch trzy razy w tygodniu itp., a chcielibyśmy, aby to robił chory na otyłość. Większość z nich wymaga wsparcia farmakologicznego.
Czytaj także: Do tej pory źle myśleliśmy o otyłości. Koniec ery BMI?
– Trafiają do mnie już świadomi swojej choroby, bo chcą ładniej wyglądać. Stawiam im inne cele. Muszą nauczyć się pozytywnych zachowań ruchowych, zadbać o higienę snu, bo inaczej włączą się mechanizmy adaptacyjne i choroba wróci. Farmakoterapia sprawia, że pacjent nie myśli ciągle o jedzeniu. To grelina w żołądku krzyczy: idź i jedz. Pacjent ma kłopot z ośrodkiem sytości i głodu. Terapia musi być kompleksowa, trafiać w przyczyny, w zaburzenie na neuroprzekaźnikach. Dla części pacjentów ratunkiem jest jedynie operacja bariatryczna. 1,4 proc. osób z otyłością nie rusza się z domu. Mój największy pacjent ważył 360 kg. Do gabinetu przywiozła go straż pożarna, bo nie mieścił się do karetki – opowiada prof. Ostrowska.
Otyłość. Nowoczesny analog poprawia metabolizm, kardiologicznie poprawia śródbłonki, ale nie zrobi wszystkiego
Dziś w walce z chorobą otyłościową jest dostępnych pięć leków o różnych mechanizmach działania. Wkrótce na rynku dostępny będzie popularny lek będący analogiem (semaglutyd) w dawce 2,4 miligrama. Jest stworzony na podobieństwo naturalnych hormonów, hamuje chęć przyjmowania pokarmów. Podaje się go raz na tydzień. Wpływa na ośrodki głodu i sytości. Pacjent zaczyna decydować, kiedy i ile zje. A jak zje mniej, zaczyna wykorzystywać tkankę tłuszczową. Poprawia się mu ciśnienie, zmniejsza się stan zapalny skutkujący nowotworami.
W zeszłym roku zakończono duże badanie tego leku, cztero- i pięcioletnią obserwację 17,5 tys. pacjentów z 40 krajów, z 800 ośrodków. Byli to tzw. trudni pacjenci z BMI 27 kg na metr kwadratowy. Po zawale, udarze, z niewydolnością krążenia obwodowego, zaburzeni pod względem metabolizmu, ale bez cukrzycy. Okazało się, że lek odpowiada za 20 proc. redukcję ryzyka chorób sercowo- naczyniowych, hamuje rozwój cukrzycy i przewlekłej choroby nerek.
– Dzięki temu badaniu zobaczyliśmy, co się dzieje z trudnym pacjentem. Celem nie była redukcja zbędnych kilogramów. Interesowało nas, co się dzieje z uszkodzonym śródbłonkiem, z miażdżycą, zaburzoną gospodarką lipidową, z dużą ilością tkanki tłuszczowej trzewnej. Badanie odbywało się w pandemii, więc kontrole pacjentów były utrudnione. Mieli się spotykać z dietetykiem i wykonywać aktywność ruchową. Okazało się, że dzięki lekowi wyczyściliśmy śródbłonki pacjentów – następowała 18 procentowa redukcja trójglicerydów. Znacznie poprawiła im się jakość życia. To było przełomowe badanie. Jego wyniki powinni wziąć pod uwagę kardiolodzy, bo warto stosować ten lek u trudnych kardiologicznie pacjentów – mówi prof. Ostrowska.
Prof. Bogdański dodaje, że lekarze leczący otyłość całe lata czekali na terapię, która zmniejsza masę ciała, tkankę trzewna tłuszczową, zmniejsza ryzyko rozwoju tylu chorób i zaburzeń.
– Semaglutyd wcześniej był stosowany w leczeniu cukrzycy. Chcieliśmy, żeby uchronił pacjenta przed śmiercią i utrzymał efekt leczniczy w czasie. Dawka semaglutydu 2,4 miligrama spełniła te wszystkie oczekiwania. Możliwa stała się dwucyfrowa redukcja masy ciała. Chroniła pacjentów przed ryzykiem rozwoju cukrzycy, nadciśnienia tętniczego, stłuszczenia wątroby. Zaczęliśmy naśladować biologię, dlatego ten sukces. Od 1. marca semaglutyd w tej dawce będzie dostępny w Polsce – mówi prof. Bogdański.
Do korzyści z przyjmowania semaglutydu w dawce 2, 4 miligrama prof. Ostrowska dorzuca odciążenie ortopedów. Dotychczas odwiedzało ich gabinety 30 proc. pacjentów z otyłością. 70 proc. osób otyłych cierpi na otyłość trzewną i zaburzony metabolizm. Lek działa na ośrodek sytości, więc chory nie zje tak dużo. Działa też na ośrodek nagrody. Nie będzie więc sięgania po paluszki, czy czipsy. Chory nie da się rady jeść tak dużo, jak do tej pory.
Prof. Wyleżoł:
Od chorych w czasie kwalifikacji do operacji bariatrycznej słyszeliśmy, że po zjedzeniu posiłku nie czują sytości. Dlatego oczekiwanie od nich, że przestaną jeść, jest nieuprawnione. Ten lek jest dla nich szansą, uwalnia od myślenia o jedzeniu. Jednak do pełnego sukcesu leczenia choroby otyłościowej, konieczne są rozwiązania systemowe. Zalążkiem części terapeutycznej miał być program KOS BMI 30 plus. Był już przygotowany i nie wiadomo, co się z nim stało.