Beata Igielska, Focus o Zdrowiu: Na czy polega praca terapeuty środowiskowego?
Paweł Koniewski (PK), terapeuta środowiskowy z Koszalińskiego Centrum Zdrowia Psychicznego: Jestem członkiem zespołu leczenia środowiskowego, a to znaczy, że odwiedzamy naszych pacjentów, podopiecznych w ich domach, w ich naturalnym środowisku, w którym żyją i na co dzień funkcjonują.
No ale chyba wasza praca nie polega na tym, że jedziecie do domu pacjenta, robicie pa, pa, i mówicie do widzenia…
PK: A proszę sobie wyobrazić, że czasami trzeba tylko przyjaźnie powiedzieć pa, pa i to już buduje pacjenta. A czasami trzeba posiedzieć z nim troszkę dłużej, wysłuchać go, z czym ma kłopot i jak możemy pomoc, udzielić wsparcia.
Ponieważ jestem także ratownikiem medycznym, wykonuję drobne zabiegi, jak: pobranie krwi, podanie zastrzyku. Koleżanka, która jest pracownikiem socjalnym i terapeutą pomaga załatwić sprawy urzędowe, wypełnić wniosek o zasiłek, zapomogę do miejskiego ośrodka pomocy społecznej.
A co więcej robicie? Jakieś terapie psychologiczne?
PK: Każdy z pacjentów ma zakładany tzw. plan terapii i zdrowienia, układany przy jego współudziale. Uwzględniamy jego potrzeby i staramy się je realizować.
Jakie to są terapie? Wiem, że niekiedy osiągacie świetne efekty.
PK: To prawda czasami efekty są świetne, a czasami nie są zadowalające. Niemniej zawsze staramy się dostosować terapię do potrzeb pacjenta. Jeśli wymaga wsparcia psychologa, wtedy pracuje z nim psycholog. Jeśli wymaga farmakoterapii, wiadomo, że konieczna jest konsultacja z psychiatrą. Rodzajem terapii jest też pilnowanie kalendarza wizyt pacjenta w poradni zdrowia psychicznego, żeby odbywały się one systematycznie. Współpracujemy także ze spółdzielnią socjalną, konkretnie z pralnią, gdzie nasi pacjenci znajdują zatrudnienie. Mają orzeczenie o niepełnosprawności i są zatrudniani jako osoby niepełnosprawne.
A czy robicie w domach pacjentów np. ćwiczenia pamięci?
PK: Nie, w środowisku załatwiamy sprawy bardziej bieżące, wymagające pomocy “teraz”, nie mamy czasu na terapie długoterminowe. Natomiast przy centrum zdrowia psychicznego jest oddział dzienny i są grupy wsparcia i kluby pacjenta. Tam działają grupy wsparcia dla pacjentów potrzebujących stymulacji pamięci. Są też grupy poza centrum. Terapie pamięci to sprawy długoterminowe.
Co pacjenci mówią o waszej pracy?
PK: Generalnie chwalą nas, cieszą się, że mają taką formę wsparcia, bo to zdecydowanie ułatwia im dostęp do specjalistów.
Jak rozumiem, taką pomocą środowiskową obejmujecie pacjentów z bardziej zaawansowanymi kłopotami, z tzw. grupy czerwonej, którzy np. sami nie są w stanie ogarnąć kalendarza wizyt u specjalistów?
PK: Różnie bywa. Czasami są to pacjenci wymagający po prostu zadzwonienia do nich i przypomnienia o wizycie w poradni. Zazwyczaj okazuje się, że pacjent kompletnie o tym zapomniał. Po naszym telefonie idzie na wizytę. Będzie miał osobisty kontakt z lekarzem, dostanie receptę na leki i będzie kontynuował leczenie. To jest sukces.
Czytaj także: Centra zdrowia psychicznego. Co dalej z reformą psychiatrii?
Czy w opiece środowiskowej macie dużo seniorów? Bo we wszystkich wystąpieniach, które pojawiły się w Mikołajkach w czasie konferencji “Centra zdrowia psychicznego – w stronę jakości i dostępności” pojawił się problem starzejącego się społeczeństwa.
PK: Zdecydowanie dostrzegamy ten problem. Seniorów potrzebujących naszego wsparcia zgłaszają nam albo rodziny albo pracownicy ośrodka pomocy społecznej, konkretnie panie opiekunki chodzące do osób starszych, z otępieniem, wymagających pomocy i wsparcia farmakologicznego, żeby mogły lepiej funkcjonować. Bardzo często jeździmy z lekarzem, który musi wystawić zaświadczenie na potrzeby umieszczenia takiej osoby w domu pomocy społecznej, bo nie ma się nią kto zająć. Czasem naprawdę trzeba seniora gdzieś umieścić, żeby miał prawidłową, dobrą opiekę.
Rodziny was wspomagają w takich procesach, czy różnie z tym bywa?
PK: Wspomagają. Szkoda, że próby umieszczenia mamy, taty w domu opieki społecznej wciąż są postrzegane przez społeczeństwo źle, jako akt pozbycia się babci czy dziadka z domu. To nie tak – dla mnie jest to akt troski, bo czasem rodzina naprawdę nie jest w stanie zabezpieczyć potrzeb takiego seniora przez 24 godziny na dobę.
Żeby to zrobić, ktoś musiałby zwolnić się z pracy. A chyba nie o wyrywanie z rynku pracy czynnych zawodowo ludzi powinno chodzić państwu polskiemu.
PK: No właśnie. Nikt nie dostanie zwolnienia lekarskiego na nie wiadomo jak długo. Kiedy członek rodziny trafia do domu pomocy społecznej, jest prawidłowo zaopiekowany, choćby regularnie dostaje leki. Moim zdaniem jest to wyraz troski, a nie pozbycia się problemu z domu. I chciałbym, żeby Polacy zrozumieli, że starzejące się społeczeństwo będzie coraz większym wyzwaniem dla nas wszystkich. Nie oceniajmy, nie piętnujmy tych, którzy nie dają rady pomóc seniorowi z otępieniem w domu. Doceńmy, że chcą zapewnić mu opiekę, że chcą pracować, a nie przejść na zasiłek opiekuńczy. Nawet system senioralny w bardzo bogatym kraju, tego nie udźwignie. Szczerze powiedziawszy, żaden system tego nie udźwignie.
A czy pamiętasz jakiś szczególny przypadek pacjenta młodego czy starszego, który utwierdził cię w przekonaniu, że twoja praca ma sens?
PK: Zdarzają się bardzo trudne przypadki. Czasami trzeba się nieźle “nachodzić” wokół jakiegoś problemu, żeby go rozwiązać. Jeśli jednak pacjentowi nawet w mały sposób uda się pomóc przez gest, który dla nas wydać się może drobnostką, np. chory ma obawy przed pójściem do pracy i uda mu się tę pracę znaleźć, to faktycznie rosną skrzydła. Bo przecież zbudowaliśmy komuś świat na nowo. Bo dostrzegł swoją wartość, że jednak jest komuś potrzebny, coś umie zrobić, ma coś do zaoferowania społeczeństwu, a nie tylko siedzenie w domu i patrzenie w sufit.
Pawle, co ty najbardziej w swojej pracy lubisz?
PK: Za każdym razem coś innego, każdy dzień jest inny. Niby jedziemy do tego samego pacjenta któryś już raz, ale za każdym razem potrafi nas pozytywnie lub negatywnie czymś zaskoczyć. W tej pracy naprawdę nie ma nudy.
Lubisz najbardziej ten brak nudy, czy to, że jesteś w stanie małymi gestami komuś pomóc?
PK: Hmm, nie nadawałbym się do pracy w fabryce, stania przy taśmie, czy do przykręcania śrubek. Najbardziej lubię, że po prostu dzieje się tak wiele. Mam też poczucie, że za pomocą drobnych gestów udało się komuś realnie pomoc, poprawić choć odbrobinkę jego funkcjonowanie i samopoczucie. To daje siłę i wiarę w sens wykonywanej pracy.