Czy da się na pewnych sprawach w ochronie zdrowia zaoszczędzić, żeby strumień pieniędzy przekierować na coś innego? Nie jest to proste, o czym przekonał wydźwięk debaty “Racjonalizacja wydatków czy dodatkowe źródła finansowania? Jak zapewnić stabilne finansowanie ochrony zdrowia w Polsce” w czasie Forum Organizacji Pacjentów 2025. Bo w polskim zdrowiu nic nie jest zdrowe. Nawet myślenie o nim. Potrzebna jest wielka narodowa debata o finansowaniu ochrony zdrowia, a nie dyskutowanie o tym przy okazji różnych konferencji.
Pacjenci nie wiedzą, jak system funkcjonuje od środka i trzeba ich tego nauczyć. Może skuteczną formą edukacji byłby rachunek otrzymany po wyjściu od lekarza albo ze szpitala, żeby mieć pojęcie, ile kosztuje leczenie zaawansowanej choroby i w związku z tym trzeba wziąć trochę odpowiedzialności za swoje zdrowie, choćby korzystając z badań profilaktycznych?
Czytaj także: Tego potrzebujemy, żeby lepiej leczyć nowotwory
– Trzeba zbudować mechanizm, żeby obywatel poczuł się choć odrobinę odpowiedzialny za swój udział w tej opiece, musi uczestniczyć choćby w badaniach profilaktycznych. Nie ma sensu uwolnienie finansowania od dwóch lat płacenia w ambulatoryjnej opiece za każdego pacjenta, nieważne, ile wizyt w roku jest, wygenerowaliśmy większe kolejki. Powinniśmy więc natychmiast wdrażać korektę tego rozwiązania – apeluje dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego, od 2015 r. wiceprzewodnicząca Rady Narodowego Funduszu Zdrowia (członek rady od 2010 r.) .
Zdaniem Wojciecha Wiśniewskiego, Federacja Przedsiębiorców Polskich, metafora dziurawego wiadra, że niezależnie, ile byśmy wrzucili do systemu, wszystko zostanie przepalone, uczyniła wiele złego. Dlaczego? Bo obecnie wydajemy na zdrowie prawie najmniej w UE. W dodatku próg roku 2025 okazał się wysoki dla Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ) – zostały bowiem wyczerpane wszystkie zapasy finansowe gromadzone w czasach pandemii. Zatem bez wysokiej dotacji z budżetu państwa moloch o nazwie NFZ nie będzie w stanie finansować świadczeń podobnych jak w poprzednich latach.
Finansowanie systemu ochrony zdrowia. Ministerstwo racjonalizuje wydatki
– Czy tego chcemy czy nie, składka zdrowotna będzie z roku na rok drastycznie rosnąć. Za trzy lata wydatki budżetowe na ochronę zdrowia przekroczą te, które znamy z 800 plus, to będzie ok. 100 mld zł. Wydolność składkowa ZUS za trzy lata będzie wynosić ok. 85 proc. W przypadku ochrony zdrowia ze składek będzie 67 proc. NFZ przestał być instytucją samofinansującą się. Musimy podnieść składkę zdrowotną i ograniczyć przywileje dla rolników – uważa Wiśniewski.
Dr Jerzy Szafranowicz, podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia (MZ), przypomina, że to w 1997 r. rząd Jerzego Buzka podjął decyzję o finansowaniu systemu ochrony zdrowia poprzez składkę zdrowotną i wciąż to podtrzymujemy.
Zdaniem wiceministra możliwe są dodatkowe źródła finansowania, poprzez, np. dobrowolne ubezpieczenia, ale… o tym dziś w ogóle nie rozmawia się w ministerstwie. Bo?
– Najpierw chcemy zracjonalizować wydatki, temu służy reforma szpitalnictwa – zapowiada dr Szafranowicz.
Jest też możliwość podniesienia składki zdrowotnej, ale o tym również nie rozmawia się w MZ. Ponadto są możliwe cięcia w usługach medycznych, o tym też cisza.
– Ale ponieważ społeczeństwo się starzeje chcielibyśmy, żeby było więcej oddziałów geriatrycznych, hospicyjnych, długoterminowych. Oddziałów położniczych zaś jest bardzo dużo. Utrzymywane są nawet takie, gdzie się rodzi dwoje dzieci na miesiąc. Kadr medycznych jest za mało, są pieniądze z KPO, więc chcemy wprowadzić reformę szpitalnictwa. Tam widzimy olbrzymie oszczędności – zapewnia dr Szafranowicz.
Wydatki na zdrowie będą musiały być zwiększane, nie ma od tego ucieczki
Jakub Szulc, wiceprezes NFZ, twierdzi zaś że 5,8 proc. PKB na system ochrony zdrowia na pewno nie wystarczy.
– Wydatki na zdrowie będą musiały być zwiększane, nie ma od tego ucieczki. Pod tym względem Polska znajduje się na szarym końcu UE. Wciąż jesteśmy zakładnikami składki zdrowotnej ustalonej w 1997 r. na dramatycznie niskim poziomie. 7,5 procent już wtedy nijak miało się do potrzeb, potem składka wzrosła do 9 procent, ale to w dalszym ciągu dramat.
Czesi mają składkę zdrowotną na poziomie 13 procent, jeśli chodzi o wynagrodzenie z tytułu umowy o pracę. Oczywiście, należy racjonalizować wydatki, ale też trzeba dążyć do tego, aby wydatki na ochronę zdrowia były jak największe. To widać w każdym planie finansowym NFZ: są wydatki sztywne choćby wynikające z Ustawy o minimalnym wynagrodzeniu w ochronie zdrowia – tłumaczy Szulc. I przypomina, że do dziś koszt funkcjonowania Ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty dla NFZ wynosi 70 mld zł. 55 mld zł kosztuje samo finansowanie podwyżek pensji personelu medycznego.
Finansowanie sytemu ochrony zdrowia. “Wierzyłam, że same pieniądze wystarczą. Myliłam się.”
Dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, podkreśla, że jeszcze przed przyjęciem Ustawy o minimalnym finansowaniu ochrony zdrowia – najpierw na poziomie 6 proc., potem 7 proc., wierzyła, że same pieniądze wystarczą.
– Gdy teraz patrzymy na sprawozdania z NFZ, widzimy, że w ciągu ostatnich pięciu lat podwoiliśmy nakłady, ale gdy patrzymy na liczbę procedur, świadczeń i obsługiwanych pacjentów, nie widzimy spektakularnych wzrostów. Zresztą w sektorze ochrony zdrowia nie chodzi o tworzenie procedur i dostarczania świadczeń, tylko o dostarczanie skutecznej opieki zdrowotnej gwarantującej szybki powrót do zdrowia i utrzymanie efektu zdrowotnego – mówi Małgorzata Gałązka-Sobotka.
Ekspertka nie jest za wzrostem składki, ponieważ oczekuje od regulatorów i organizatorów systemu, że rzeczywiście, konsekwentnie zaczną wdrażać zmiany, które nie są łatwe, do których trzeba mieć odwagę, bo będą generowały opór zarówno ze strony świadczeniodawców, jak i ze strony pacjentów, którzy nie rozumieją tych zmian.
Zdaniem Gałązki-Sobotki trzeba budować opiekę skoordynowaną na poziomie podstawowej opieki zdrowotnej (POZ), a lekarz rodzinny musi być naszym partnerem do długiego życia w zdrowiu, musi być aktywny, a nie tylko czekać aż pacjent do niego przyjdzie.
Jej zdaniem nawet gdybyśmy zwiększyli finansowanie o 30, 40 miliardów rocznie, przy tak funkcjonującym systemie, nasze poczucie satysfakcji jako pacjentów będzie żadne.
– Jeśli dziś mówimy, że nie stać nas na profilowanie genetyczne w przypadku chorób nowotworowych, to znaczy, że pacjentka z rakiem szyjki macicy zostanie zoperowana nieoptymalnie, potem leczona będzie jeszcze bardziej nieoptymalnie. W konsekwencji NFZ alokuje środki na świadczenia, które nie przynoszą oczekiwanego rezultatu. To organizacje pacjenckie powinny tłumaczyć opinii publicznej, że zmniejszenie liczby oddziałów położniczych jest po to, aby rodząca i jej dziecko mieli lepszą opiekę, a za 5 milionów, które powiat dokłada do pustego oddziału położniczego, samorząd może dać dodatkowego diabetologa, endokrynologa, kardiologa, czy fizjoterapię, do której są ogromne kolejki – uważa Gałązka-Sobotka.
Jerzy Szafranowicz przypomina jednak, że ministerstwo nie ma narzędzi, żeby zmusić samorządowca do zamknięcia niebezpiecznej porodówki. On woli płacić te 5 milionów i nie mieć awantury.
Finansowanie systemu ochrony zdrowia. “Bo to jest fajne, jak przecinamy wstęgę z okazji zakupu kolejnego rezonansu.”
Dr Michał Seweryn, Centrum Biologii Cyfrowej i Nauk Biomedycznych – Biobank Łódź, analityk danych genomicznych, statystyk i bioinformatyk, podkreśla, że jednak system zdrowotny to trochę inny rynek niż standardowy. Włodarz terenu jest postrzegany jako ten, który zlikwidował porodówkę i przez niego rodząca musi jechać daleko. Ponadto szpital to często w powiecie największy pracodawca i lepiej go mieć na swoim terenie.
– Nie ma potrzeby, aby w oddalonych od siebie o 10 km szpitalach funkcjonowała pracownia rezonansu magnetycznego i robiła po 100 badań miesięcznie, kiedy na takim urządzeniu powinno się robić 600-700 badań miesięcznie. Ministerstwo nie ma narzędzi, by co zmienić.
Całkowicie brakuje mam danych, jak wygląda system ochrony zdrowia, więc nie wiemy, z jakiego poziomu startujemy i do czego zmierzamy. W zamian za to posiadamy w systemie całą masę fetyszy sprzętowych. Bo to jest fajne jak przecinamy wstęgę z okazji zakupu kolejnego rezonansu, który zrobi te 100 badań miesięcznie. Kolejny fetysz to liczba świadczeń: chwalimy się, zrobiliśmy tyle i tyle świadczeń, ale nikt nie bada, ile zdrowia kupiliśmy dzięki tym świadczeniom. Jeśli chcemy mówić o faktycznej naprawie systemu, wytyczmy sobie cele i poszukajmy konsensusu – apeluje Michał Seweryn.
Finansowanie systemu ochrony zdrowia. Nowoczesne rozwiązania zwracają się dość szybko
Dr Piotr Winciunas, naczelny lekarz Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, instytucji z budżetem sięgającym blisko 11 proc. PKB, przypomina, że wprowadzenie nowoczesnych programów leczenia stwardnienia rozsianego sprawiło, że chorzy przestali pobierać renty z ZUS. Po leczeniu wrócili do pracy. Tak samo dobrą robotę wykonują nowoczesne systemy ciągłego monitorowania glikemii.
– Od 1994 r. gromadzimy dane, ile płacimy za niezdolność do pracy spowodowaną konkretną chorobą. Nie wiem, jak te dane przekładają się na konkretne działania Ministerstwa Zdrowia. W ZUS mamy profil rehabilitacji leczniczej dotyczący wielu schorzeń, które są najczęstszymi przyczynami niezdolności do pracy: kardiologiczne, oddechowe, dla osób po mastektomii z powodu nowotworu, narządu ruchu, głosu. Walczymy, by utrzymać zdolność do pracy tych osób. Zacznijmy problem komunikować tak: my wszyscy płacimy z własnych pieniędzy, poprzez podatki, za nieuprawnione zwolnienia lekarskie z pracy – proponuje dr Winciunas. I ubolewa, że sprawozdania NFZ pokazują jedynie przepływ środków bez pomiaru jakości usługi.
A dr Gałązka-Sobotka powołuje się na Duńczyków, którzy poczynili duże inwestycje w prewencję. Ekspertka uważa, że raczej nie przez przypadek zdrowie jest siódmym, ostatnim komponentem naszej prezydencji w Europie. Ponadto zauważa, że musimy zmienić model realizacji świadczeń.
– Jeśli utrzymamy ten model to namnażamy badania diagnostyczne, realizujemy świadczenia diagnostyki obrazowej specjalistycznej w sytuacjach, które nie mają uzasadnienia, namnażamy wizyty, które nie mają uzasadnienia. Polskiemu pacjentowi bezwzględnie trzeba powiedzieć, że pewna badania są bez sensu – argumentuje Gałązka-Sobotka.
Ciekawy wątek podejmuje farmaceuta obecny na sali. Uważa on, że bardzo duży potencjał do racjonalizacji wydatków to obszar leków. Niektóre są przestarzałe, należałoby je wyrzucić z refundacji. W przypadku raka płuca połowa wydatków na leczenia to są wydatki społeczne: dojazdy do szpitali, bo ktoś wymyślił, że trzeba 24 razy przyjechać na podanie leku. Racjonalizacja powinna polegać na zastanowieniu się, czy nie lepiej opłacają się w dłuższej perspektywie nowsze formy lekowe podskórne i doustne, wtedy pacjent nie musi być w szpitalu
Czytaj także: Rak płuca. Niskodawkowa tomografia komputerowa ratuje życie
Dr Szafranowicz zapewnia, że MZ widzi te problemy, dlatego proponuje odwróconą piramidę świadczeń.