Beata Igielska, Focus o Zdrowiu: Psychologia pozytywna obrosła w wiele mitów. Samo dążenie do przyjemności albo radość to niekoniecznie szczęście. Czym zatem jest psychologia pozytywna?
Halina Piasecka (H.P.), psycholożka i trenerka biznesowa z ponad dwudziestoletnim doświadczeniem; psychologią pozytywną zajmuje się od ponad 12 lat, prowadząc zarówno projekty w organizacjach, jak i pracując z ludźmi indywidualnie: Psychologia pozytywna jest nauką, a nie psychologią pozytywnego myślenia. Opiera się na badaniach empirycznych, absolutnie nie na hasłach typu „myśl pozytywnie” – to główny mit. Badania dotyczącą dobrostanu, sensu życia, siły charakteru.
Takie podejście stworzył Martin Seligman, bo wcześniej psychologia bardziej wiązała się z psychologią kliniczną, zajmowała się wspieraniem ludzi, którzy mają problemy, którzy chorują. Tymczasem okazało się, że osoby, które nie cierpią z powodu zaburzeń, mają także potrzebę rozwijania siebie i chcą dbać o swój potencjał, chcą, jak to mówi Seligman, rozkwitać, a nie po prostu żyć.
Rozkwit nie polega na tym, żeby zawsze czuć się dobrze, wręcz przeciwnie. Kiedy zapytamy, jakie zmiany w moim życiu były najbardziej wartościowe, najważniejsze dla mnie, często ludzie mówią o sytuacjach, które były emocjonalnie trudne albo wiązały się zarówno z emocjami pozytywnymi, jak i nieprzyjemnymi. Psychologia pozytywna mówi właśnie, że nie ma emocji złych, tylko są te dla nas nieprzyjemne.
Ważne dla nas cele, coś do czego dążymy, co jest związane z naszymi wartościami, bardzo często wymagają decyzji, które nie są łatwe ani przyjemne. Przełamanie schematu zawsze wiąże się z wysiłkiem.
H.P.: Oczywiście. Nasze świadome interwencje zwiększające dobrostan, czasem sprawiają, że czujemy się dobrze, czasem chwilowo cierpimy i w tym widzimy jakiś sens. Jedno jest pewne: dobrostan można rozwijać, można dbać o swoje szczęście.
Psychologia pozytywna nie równa się hasłu „myśl tylko pozytywnie”. Ogromna część naszego życia to cierpienie i niewygoda – życie takie jest. Ale to wcale nie oznacza, że ocenimy siebie jako osoby nieszczęśliwe. Bardzo częsty mit jest taki, że ludzie szczęśliwi są mniej realistyczni. Tymczasem psychologia pozytywna mówi o optymistycznym i realistycznym myśleniu. I to sprzyja lepszemu radzeniu sobie z trudnościami, z kreatywnością w rozumieniu odporności psychicznej.
Regulacja emocji, zarządzanie stresem, odporność emocjonalna, to wszystko jest też częścią naszego życia. Osoby, które uważają, że być szczęśliwym to zawsze czuć się dobrze, są skazane na rozczarowanie, bo to nie jest możliwe.
Jakie interwencje mogą zwiększyć nasz dobrostan?
H.P.: Po pierwsze trzeba się zastanowić, co jest dla mnie ważne, jakie wartości są dla mnie istotne w życiu. Mogę powiedzieć, że dla mnie ważny jest rozwój, rodzina, pomoc innym, wspieranie innych w rozwoju, przyjaźń. To według tych kluczowych dla mnie wartości będę podejmowała decyzje. To jest to moje „dlaczego”: ja żyję, jaki sens widzę w różnych moich działaniach. Według tego będę decydowała, jak chcę żyć i co konkretnie na co dzień chcę robić.
Czytaj także: O miłości z okazji walentynek. Miłość romantyczna nigdy nie zaginie
To jest taki big picture, spojrzenie w dal i refleksja. Mam jednak poczucie, że ludzie się rzadko nad tym zastanawiają, władzę nad nimi ma pęd życia. Refleksja jest absolutnie konieczna, żeby mieć wpływ, aby z big picture przejść w codzienność. Można to uzyskać poprzez wytyczanie sobie mniejszych celów, czyli w tym miesiącu dla mnie ważne jest to i to.
I co, pod koniec tego miesiąca będę naprawdę szczęśliwa, zadowolona?
H.P.: Tak, ale pod warunkiem, że wyznaczone cele są optymistyczne i realistyczne, czyli nie marzenia „mogę wszystko”, tylko coś bardzo realistycznego. Ważne jest zaplanowanie, co zrobię w konkretnym dniu i tygodniu. Codzienny konkret to interwencja wdzięczności, czyli jedno z najbardziej przebadanych narzędzi, które zwiększa nasz dobrostan. Codziennie wieczorem robimy skan dnia i zastanawiamy się, z czego tego dnia możemy się naprawdę ucieszyć, za co możemy być wdzięczni, co było pozytywne.
Taki nawyk kończący dzień to zauważenie wyzwań, problemów i widzenie w tym jednocześnie czegoś dobrego. Niestety, nikt nas tego w szkole nie uczy, więc trzeba się tego nauczyć, jako już dorosły człowiek.
To może powinno się tego uczyć w szkole?
H.P.: Absolutnie tak, powinno. A druga ważna sprawa to reinterpretacja trudności, nauczenie się zamieniania czegoś, co w naszym przekonaniu poszło źle, koszmarnie, na poszukanie odpowiedzi na pytanie: czego się dowiedziałam o sobie, nauczyłam, jaka to była dla mnie lekcja.
To, oczywiście, nie dotyczy traum, tematów wymagających psychoterapii. To dotyczy codziennego życia osób, które chcą żyć bardziej świadomie. Są osoby potrzebujące specjalistycznego wsparcia.
Zanim wstanę, zanim rozpocznę dzień, minuta do dwóch, nie więcej, zastanawiam się, jaka chcę być tego dnia, co chcę w niego wnieść dobrego. Co wniosę do mojej rodziny, czy do ludzi w pracy, co „dam” przypadkowemu przechodniowi, jak chcę mu pomóc. Psychologia pozytywna o takich przypadkowych dobrych uczynkach mówi, że one są dla nas dobre. Robiąc świadomie na co dzień coś dla innych, naprawdę nawet bardzo małe rzeczy, sami ze sobą zaczynamy lepiej się czuć.
Ważne więc jest poranne zatrzymanie się zanim ruszymy w nowy dzień. Jak pani mówi, poświećmy minutę, dwie na refleksję, która bardzo zmieni zwyczajny dzień.
H.P.: Właśnie tak. Ważne jest pytanie, co dziś zrobię, co będzie miało znaczenie. Życie składa się z małych spraw, na które mamy wpływ, które robimy codziennie. Wcale nie chodzi o zdobywanie wielkich szczytów raz w roku. One też są ważne, oczywiście, ale są raz w roku, a potem pędzimy za kolejnym szczytem.
Tymczasem jeżeli będziemy tworzyć pozytywny każdy dzień, który będzie się składał jak zawsze z: problemów, wyzwań, trudności i z tego, co zrobiłam świadomie, że to było pozytywne, wtedy wieczorem możemy pomyśleć: to było pozytywne, że gdy rozmawiałam z moją przyjaciółką, słuchałam jej, zadawałam pytania, bo taki był mój poranny cel, że jak się spotkam z nią na kawie, nie zacznę od tego, co myślę, nie będę mówić o sobie, ale posłucham jej. Takie drobne sprawy każdego dnia zmieniają nasze życie.
Powiedziała pani, że ludzie rzadko „zastanawiają się”, zwykle ulegają pędowi życia i nie chcą żyć świadomie. Dlaczego? Ucieczka od siebie?
H.P.: Różnie z tym bywa. Po pierwsze, nikt nas nie nauczył takiego nawyku. Po drugie, ludzie boją się zmiany, także zmiany na lepsze. Nasz mózg jest tak skonstruowany, że broni się przed zmianą, nawet zmianą na lepsze, bo jest to dodatkowy wysiłek dla nas.
Czytaj także: Rozmowa to jest wysiłek. A ludzie nie lubią się wysilać. Jest nam jednak potrzebna do życia jak powietrze
Pracuję z ludźmi nad zmianą nawyków albo nad tworzeniem nowych, pozytywnych nawyków. Trzeba zdawać sobie sprawę, że nasz mózg nie będzie naszym sprzymierzeńcem. Każdy z nas postanowił sobie, że rano pójdzie pobiegać albo zacznie się zdrowo odżywiać albo cokolwiek innego. Mimo że na 100 procent wiemy, że to nam będzie służyło, rano mamy tysiąc powodów, żeby tego nie robić. Zmiana nie dokonuje się, ponieważ zakładamy, że pozytywna zmiana jest czymś przyjemnym, lekkim, łatwym. To nieprawda.
Najpierw trzeba się zmusić do budowania dobrych nawyków, a potem zaczniemy zauważać korzyści i dobre strony i jest coraz łatwiej. A potem to już się zastanawiamy, jak mogliśmy żyć inaczej. Zmiana to na początku zawsze jest wysiłek. Trzeba zawrzeć ze sobą pakt: będę ze sobą prowadzić dialog, przypilnuję siebie, bo na początku bardzo często odpuszczamy. Jest jeszcze jeden aspekt niepodejmowania wysiłku zmiany: nie wiemy, że można żyć inaczej.
Właśnie po to jest ten wywiad, żeby niektórzy sobie zdali sprawę, że można i warto żyć inaczej i że przynosi to efekty.
H.P.: Część osób tkwi w czymś, co im nie służy. Warto zastanowić się, co mi daje, że ciągle narzekam i nie zmieniam tego. Często za bezpieczniejsze dla nas uznajemy to, co jest nam znane, nawet jeśli jest to dla nas niedobre. Nowe, nawet jeśli lepsze, budzi lęki. Ludzie często nie potrafią wytrzymać tego lęku i niepokoju. A pozytywna psychologia mówi, że nam te emocje są potrzebne, że są ludzkie. Normalne jest, że się boję, że się niepokoję, bo coś jest nowe. I wcale nie znaczy, że mam natychmiast chcieć poczuć się lepiej.
Jak w takim razie regulować swoje emocje w tak niestabilnym w świecie? Jak można być szczęśliwym w świecie, gdy mamy wojnę za rogiem, zmiany klimatyczne, których chyba już tylko idiota nie zauważa i chaotyczną politykę Donalda Trumpa? Czy naprawdę, jak rano wstanę i powiem sobie: hej, co chcesz zrobić dzisiaj pozytywnego, to dogonię swój dobrostan?
H.P.: Nie, oczywiście, że nie. To jest jedna z rzeczy, którą możemy robić, ale nie jedyna. Przede wszystkim należy działać tam, gdzie mamy wpływ. Bardzo często ludzie rozpaczają, narzekają, nakręcają się, rozmawiając o sprawach, na które nie mają wpływu, a niewiele robią tam, gdzie mają wpływ. To daje bardzo duże poczucie bezsilności, bezradności.
Regulowanie emocji to jest szerszy temat. Najważniejsze jest regularne budowanie swojej siły. Po prostu co rano chodzisz na emocjonalną siłownię. Trzeba siebie poobserwować. Co mi służy? Co buduje moją odporność? To nie jest jednorazowe działanie. To jest styl życia, który przyjmujemy – świadome dbanie o dobrostan psychiczny. Czyli dbanie o jakościowe relacje, o poczucie sensu, o wartościowy odpoczynek, o to, jak wygląda nasz dzień, jak inwestujemy w jakościowy czas itd.
Bardzo często potrzebna jest praca warsztatowa lub indywidualna. Zaczęcie obserwowania emocji, zaprzestanie z tymi nieprzyjemnymi walki to nie jest tylko poziom wiedzy. Pułapką jest mówienie sobie: muszę przestać się bać, muszę czuć się dobrze. Ludzie często przychodzą do mnie na warsztaty, bo się stresują. Pytają, co zrobić, żeby nie odczuwać stresu? To jest totalna pułapka. Mogę i powinnam sobie powiedzieć: czuję lęk. To sygnał, że coś jest dla mnie ważne. I to już brzmi zupełnie inaczej niż „muszę przestać się bać”. Taki klasyk: dlaczego nie jestem silna?
Czytaj także: Zmiany klimatyczne. Czy zamartwianie się o los klimatu skutkuje wzrostem zaburzeń psychicznych?
Ważne jest zadbanie o swoje ciało, o regenerację na poziomie fizycznym. Każdy z nas powinien dbać o reset na poziomie ruchu, jednocześnie pamiętając, że każdemu służy co innego. Nie każdy musi chodzić na fitness.
To prawda. Może na przykład wystarczy prawidłowe oddychanie?
H.P.: Często mówię, że oddech jest technologią, którą mamy zawsze przy sobie. Bardzo dużo pracuję z oddechem. Ludzie są zdziwieni, jak on może dużo zmienić. Ogromna część naszej energii np. w ciągu dnia pochodzi z oddechu. Jeśli w ogóle na oddech nie zwracamy uwagi, wieczorem jesteśmy wykończeni. Wracamy do naszych bliskich i jesteśmy flakiem. Jaka to jakość życia?
Na naszą psychikę ogromny wpływ ma obcowanie z naturą, spacery, sen, picie wody, odpowiednie odżywianie.
H.P.: Ale też negatywnie wpływa fakt, że ludzie nie potrafią nazwać tego, co czują. Znowu powiem: nikt nas tego nie uczy. Za pomocą przeróżnych technik możemy interweniować, nie ma jednego złotego środka. Bardzo ważna jest samoświadomość, zastanowienie się, co nam służy, co nas ciągnie w dół.
Każdy z nas jest na innym etapie życia, świadomości i dlatego tak ważne jest podejście indywidualne. Naprawdę jest sporo sposobów, żeby dbać o jakość życia, żeby uczyć się regulacji emocji. To jest możliwe, nawet jeśli żyjemy w czasach, w których rzeczywistość jest niezwykle zmienna, niepewna. Ale są obszary, na które mamy wpływ i tam warto koncentrować swoje działanie.
Tak więc najważniejsze jest poczucie sensu i to, na co mamy wpływ.
H.P.: Tak i jeszcze raz tak. Polecam lekturę książki autorstwa Seligmana i Gabriele Kellerman, „Umysł jutra” o pięciu psychologicznych supermocach, czyli kompetencjach psychologicznych, które warto rozwijać, właśnie, żeby w tej zmiennej rzeczywistości nie tylko dawać sobie radę, ale żyć szczęśliwie i rozkwitać. To nie jest lukrowana treść, tylko książka oparta na badaniach.
To proszę wymienić te pięć psychologicznych supermocy.
H.P.: Pierwsza supermoc to jest to poczucie sensu i znaczenia. W książce sporo jest odniesień do pracy, sama sporo pracuję w realiach biznesowych czy zawodowych i widzę, że czasami dla ludzi biznesu „poczucie sensu” jest pojęciem zbyt górnolotnym. Autorzy książki wprowadzają więc pojęcie „poczucie znaczenia” w pracy, która przecież jest ogromną częścią naszego życia.
Druga supermoc to są relacje, umiejętność nawiązywania nowych, szybkich i wartościowych relacji, czyli otwarcie się na przyjaźnie, które są oparte na wartościach i które mogą pojawić się też późno w naszym życiu. Są osoby, z którymi się przyjaźnimy od czasów studiów, a są osoby, które pojawiają się w naszym życiu, kiedy mamy lat pięćdziesiąt. Wtedy jesteśmy bardziej świadomi, w jaki sposób chcemy tworzyć przyjaźnie, co jest dla nas ważne. Ale też bardzo ważne są relacje w pracy. Osoba, która ma w pracy przyjaciela, jest dużo bardziej zaangażowana i szczęśliwa. Nie chodzi o puste relacje, interwencje integracyjne, takie jak kiedyś były na siłę robione w korporacjach, tylko o tworzenie wartościowych relacji.
Relacje wpływają na nas fizycznie, neurologicznie. Nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele możemy w nich dawać, jak wiele dostajemy, jak one są ważne dla nas, dla naszego funkcjonowania. One budują jakość naszego życia.
Trzecia supermoc to kompetencja przyszłości, zapomniana dziś umiejętność bycia kreatywnym, nie w znaczeniu twórczości, tak jak artyści, ale chodzi o otwartość, o kreatywne podchodzenie do rozwiązywania problemów, do wyzwań.
Czwarta supermoc to prospekcja, czyli umiejętność zakotwiczenia się w przyszłości, jej tworzenie, nadzieja, innowacyjność w kontekście niepewnej rzeczywistości, tego, że wszystko się tak szybko zmienia.
Piąta supermoc to rezyliencja – nasza odporność emocjonalna, a w tym pomaga nam optymizm oparty na faktach – o tym mówiłam wcześniej.