Nocna napadowa hemoglobinuria: jak nowe terapie wydłużają życie i dają szansę kontrolowania choroby?

Nocna napadowa hemoglobinuria (PNH) to jedna z tych chorób, które długo pozostają w ukryciu, a gdy w końcu ujawniają swoje oblicze, potrafią całkowicie odmienić życie. W Polsce żyje z nią zaledwie garstka osób – około 130 pacjentów. Jednak dla każdego z nich choroba staje się codziennym wyzwaniem. O tym, czym jest PNH, jakie niesie zagrożenia i jak zmienia się jej leczenie, opowiadają zarówno lekarze, jak i sami chorzy.
Fot. Freepik

Fot. Freepik

Nocna napadowa hemoglobinuria (PNH) to choroba krwi o podłożu nabytym, wynikającym z mutacji somatycznej w genie PIGA zlokalizowanym na chromosomie X. 

– W PNH dochodzi do sytuacji, w której część czerwonych krwinek traci naturalną „tarczę ochronną” przed układem dopełniacza – elementem układu odpornościowego. W konsekwencji są one atakowane przez własny układ odpornościowy pacjenta. Efekt to hemoliza – czyli rozpad krwinek czerwonych, prowadzący do anemii, i całego szeregu powikłań wynikających z uwolnienia zawartości komórek – tłumaczy dr hab. Agnieszka Piekarska z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.

Czytaj też: FDA zatwierdza domowe zastrzyki z lekanemabu. Nowa broń w walce z chorobą Alzheimera

Najbardziej dramatycznym powikłaniem PNH pozostaje zakrzepica. Dane pokazują, że ryzyko wystąpienia – powikłań zakrzepowo-zatorowych u pacjentów z PNH jest nawet kilkudziesięciokrotnie wyższe niż w populacji ogólnej. Zakrzepy mogą pojawiać się w nietypowych lokalizacjach – np. w żyłach wątrobowych (zespół Budda-Chiariego), żyłach jamy brzusznej czy w naczyniach mózgowych.

– To właśnie zakrzepica odpowiada za większość zgonów w PNH. Dlatego tak istotne jest, aby choroba była wcześnie rozpoznana i szybko leczona – dodaje hematolożka.

Komu zagraża nocna napadowa hemoglobinuria?

PNH zalicza się do chorób ultrarzadkich. Według międzynarodowych danych jej częstość wynosi od 1 do 13 przypadków na milion osób, co oznacza, że w skali całej Unii Europejskiej mówimy o zaledwie kilku tysiącach chorych. W Polsce żyje obecnie około 130 pacjentów objętych programem lekowym. Choroba najczęściej ujawnia się u osób młodych, w wieku produkcyjnym – między 25. a 40. rokiem życia – co dodatkowo komplikuje jej przebieg społeczny i ekonomiczny. Pacjenci są zwykle aktywni zawodowo, zakładają rodziny, planują macierzyństwo i ojcostwo. PNH dotyka więc ludzi na etapie życia, gdy choroba przewlekła jest najmniej spodziewana i najmocniej ingeruje w codzienność. 

Czytaj też: Żywienie dojelitowe. Jak samochód nie pojedzie bez paliwa, tak pacjent nie poradzi sobie z chorobą bez właściwego odżywiania

– Nie ma klasycznych czynników ryzyka, takich jak dieta czy styl życia. Choroba najczęściej rozwija się na podłożu niewydolności szpiku kostnego, która u części osób może być nie wykryta, i jako PNH ujawniasię nagle. To sprawia, że jej wystąpienie bywa szokiem zarówno dla pacjentów, jak i ich rodzin – zaznacza dr Piekarska.

Statystyki epidemiologiczne potwierdzają, że choroba częściej występuje u osób z wcześniejszymi schorzeniami układu krwiotwórczego, takimi jak niedokrwistość aplastyczna czy zespół mielodysplastyczny. U osób, które nie miały wcześniejszej diagnozy hematologicznej, niespecyficzne objawy – przewlekłe zmęczenie, niedokrwistość czy nawracające zakrzepy – sprawiają , że diagnostyka PNH często trwa miesiącami, a nawet latami.

Jak wygląda życie z PNH?

Ilona Roszkowska-Rzemieniecka, prezeska Fundacji Jedni na Milion, nie ma wątpliwości: PNH zmienia życie pacjentów i ich bliskich od podstaw:

W przypadku osób, które nie są jeszcze zdiagnozowane lub nie otrzymują skutecznej terapii, choroba może być poważnym zagrożeniem życia – przede wszystkim z powodu zakrzepicy. To może prowadzić do udaru, zatorowości płucnej czy zakrzepicy żył wątrobowych. Zdarzało się, że rodziny nie były w stanie unieść tego ciężaru – pojawiały się rozstania, depresja, ogromny lęk o przyszłość. 

Codzienność pacjentów bywa więc podporządkowana chorobie, która wyznacza rytm dnia i wymusza liczne kompromisy. Nawet w okresach względnej stabilizacji konieczność regularnych badań kontrolnych, wizyt w ośrodkach hematologicznych czy wlewów dożylnych sprawia, że planowanie pracy zawodowej, wyjazdów czy spotkań rodzinnych musi uwzględniać kalendarz leczenia. Dla wielu osób oznacza to nieustanne funkcjonowanie w cieniu PNH – z poczuciem, że każda decyzja, nawet ta najbardziej prozaiczna, jak wakacyjny wyjazd czy rozpoczęcie nowego projektu w pracy, musi być uzgodniona z możliwościami organizmu i wymaganiami terapii.

Nocna napadowa hemoglobinuria to choroba rzadka, ale można ją leczyć /Fot. Unsplash

Do tego dochodzą objawy choroby, które potrafią niespodziewanie zdominować codzienność. Uporczywe zmęczenie, bóle głowy, duszności czy osłabienie często pojawiają się nagle, zmuszając do rezygnacji z planów i aktywności. Wielu pacjentów podkreśla, że PNH odbiera im spontaniczność – życie staje się przewidywane, a jednocześnie pełne niepewności, bo nie wiadomo, kiedy nadejdzie kolejny kryzys. Takie doświadczenie sprawia, że codzienność z chorobą to nie tylko walka z jej objawami, ale też konieczność radzenia sobie z lękiem, frustracją i poczuciem utraty kontroli.

– Zmęczenie i wycieńczenie charakterystyczne dla PNH mogą uniemożliwiać normalne funkcjonowanie. W takich momentach trudno mówić o aktywności społecznej – pojawia się raczej wegetacja – dodaje Roszkowska-Rzemieniecka.

Leczenie: od transfuzji do nowoczesnych przeciwciał

Historia leczenia PNH to przykład spektakularnego postępu medycyny. Jeszcze 20 lat temu pacjenci mieli do dyspozycji głównie transfuzje krwi, a w najcięższych przypadkach –  przeszczepienie alogenicznego szpiku kostnego, procedurę obarczoną wysokim ryzykiem śmiertelności. Dopiero w 2007 roku pojawił się ekulizumab, pierwszy inhibitor składnika C5 układu dopełniacza.

– Ekulizumab zmienił naturalny przebieg choroby – pacjenci zaczęli żyć dłużej i bez groźnych powikłań zakrzepowych. Problemem była jednak częstotliwość podawania – co dwa tygodnie, w warunkach szpitalnych. To bardzo obciążało pacjentów i ich rodziny – mówi dr hab. Piekarska.

Kolejnym przełomem był rawulizumab. Z farmakologicznego punktu widzenia jest to przeciwciało monoklonalne (odpowiednik ekulizumabu) o zmodyfikowanej strukturze, która wydłuża jego okres półtrwania w organizmie, pozwalając utrzymać skuteczną blokadę dopełniacza przez znacznie dłuższy czas. Lek podaje się raz na osiem tygodni, co znacząco zmniejszyło obciążenie związane z częstymi wizytami w szpitalu. Dzięki temu pacjenci zyskali nie tylko większy komfort, ale i stabilność kliniczną – unika się wahań poziomu ochrony pomiędzy kolejnymi dawkami, co wcześniej bywało problemem przy krótszych schematach podawania. 

Polscy pacjenci cierpiący na PNH mają coraz więcej opcji terapeutycznych /Fot. Unsplash

Rawulizumab stał się też lekiem, który z powodzeniem można włączać u osób dopiero rozpoczynających terapię, a także u tych, którzy wcześniej byli leczeni ekulizumabem, zapewniając im płynne przejście do nowoczesnej, mniej uciążliwej formy leczenia. W praktyce klinicznej pozwoliło to wielu chorym odzyskać poczucie kontroli nad własnym życiem i w większym stopniu wrócić do codziennych aktywności.

– Dla pacjentów to ogromna różnica. Wreszcie można było planować życie w dłuższej perspektywie – wakacje, pracę, rodzinę. Leczenie nie oznaczało już tak częstych wizyt w szpitalu – podkreśla Ilona Roszkowska-Rzemieniecka.

W drugiej linii terapii dostępny jest pegcetakoplan, działający na wcześniejszym etapie kaskady dopełniacza (C3). Mechanizm jego działania polega na blokowaniu aktywności białka C3, czyli elementu kluczowego dla zapoczątkowania dalszej aktywacji układu dopełniacza. Dzięki temu lek nie tylko zapobiega hemolizie wewnątrznaczyniowej, ale także skutecznie ogranicza niszczenie krwinek czerwonych poza naczyniami, co było dotąd trudniejsze do kontrolowania. 

Czytaj też: FDA zatwierdza przełomowy lek na fibromialgię, który przerywa błędne koło bólu i bezsenności

Pegcetakoplan podaje się w formie podskórnej, co stanowi istotne ułatwienie w porównaniu z klasycznymi wlewami dożylnymi. Z klinicznego punktu widzenia jego wprowadzenie otworzyło nową perspektywę terapeutyczną dla pacjentów, którzy mimo leczenia inhibitorami C5 (ekulizumab, rawulizumab) nadal zmagali się z niedokrwistością, zmęczeniem czy koniecznością częstych transfuzji. W badaniach wykazano także poprawę jakości życia chorych, co sprawia, że lek ten jest traktowany jako ważny krok ku bardziej kompleksowej kontroli PNH i szerszemu dopasowaniu terapii do indywidualnych potrzeb pacjenta.

– To szczególnie cenna opcja dla pacjentów, u których inhibitory C5 nie zapewniają pełnej kontroli choroby. Dzięki pegcetakoplanowi udaje się opanować zarówno hemolizę wewnątrzkomórkową, jak i zewnątrzkomórkową – wyjaśnia dr hab. Piekarska.

Nowe terapie i formy podania

W 2024 roku w Unii Europejskiej zarejestrowano krowalimab – przeciwciało, które po wstępnym wlewie dożylnym można podawać podskórnie – także samodzielnie przez pacjenta, w warunkach domowych. To prawdziwy przełom w codzienności osób chorych.

– Podskórne formy leczenia to ogromna szansa. Pacjent nie musi już wiązać życia z harmonogramem szpitalnych wlewów. Dla systemu zdrowia oznacza to również mniejsze obciążenie personelu i zasobów. To krok w stronę medycyny bardziej przyjaznej dla chorych – ocenia dr hab. Piekarska.

Pacjenci również wiążą z tym wielkie nadzieje, ponieważ oznacza to możliwość odzyskania większej samodzielności i planowania życia w sposób, który nie jest ograniczany kalendarzem kolejnych wlewów. Dla wielu z nich perspektywa podania leku w warunkach domowych albo podczas krótkiej wizyty ambulatoryjnej to nie tylko wygoda, ale wręcz jakościowa zmiana w codzienności. Wyjazdy zagraniczne, uczestnictwo w życiu zawodowym czy rodzinne uroczystości mogą wreszcie przestać być źródłem stresu i logistycznych kompromisów. Podskórne terapie to także szansa na większe poczucie bezpieczeństwa – pacjent nie jest już tak silnie związany z ośrodkiem szpitalnym i zyskuje poczucie kontroli nad własnym leczeniem.

– Nie chcemy żyć w reżimie chorobowym. Każdy z nas pragnie normalności – pracy, rodziny, wyjazdów. Podskórne leki mogą nam to umożliwić – mówi Roszkowska-Rzemieniecka.

Terapia dożywotnia – maraton pełen wyzwań

Leczenie PNH to zazwyczaj terapia do końca życia i wymaga od pacjentów oraz ich lekarzy ogromnej dyscypliny, a także gotowości do wieloletniej współpracy.

– Pacjent i lekarz muszą zaakceptować, że to nie sprint, ale maraton. Regularne podawanie leków, badania kontrolne, monitorowanie działań niepożądanych – to wszystko musi być prowadzone latami. Każda przerwa w terapii grozi nawrotem objawów i poważnymi powikłaniami – zaznacza dr Piekarska.

Czytaj też: Czy metformina wydłuża życie? Zaskakujące wyniki badań

Długoterminowe leczenie rodzi wyzwania nie tylko dla samych chorych, którzy muszą podporządkować swoje życie terapii, ale także dla ich bliskich, którzy często towarzyszą im podczas hospitalizacji czy w okresach zaostrzeń choroby. Wymaga też stałej czujności ze strony systemu ochrony zdrowia, który powinien zagwarantować dostępność leków i ciągłość programu terapeutycznego. Stabilność organizacyjna i finansowa staje się w tym kontekście równie ważna jak skuteczność samych leków.

– Wiele osób nadal żyje z poczuciem niepewności: czy leczenie będzie dostępne, czy nie dojdzie do kryzysu. To obciążenie psychiczne, które trudno przecenić – dodaje Ilona Roszkowska-Rzemieniecka, podkreślając, że lęk przed przerwaniem terapii towarzyszy pacjentom tak samo silnie, jak obawa przed kolejnym rzutem choroby.

Przyszłość: ku personalizacji terapii

Eksperci wskazują, że przyszłość leczenia PNH to dalsze poszerzanie wachlarza dostępnych leków i form podania. Trwają badania nad terapiami podskórnymi, doustnymi, a nawet terapiami genowymi.

– Zauważamy, że podejście do chorób rzadkich zmienia się na naszych oczach. Już nie chodzi tylko o przeżycie, ale też o komfort życia. To filozofia, która staje się standardem i która w PNH znajduje doskonałe odzwierciedlenie – podsumowuje dr Piekarska.

PNH to choroba ultrarzadka, ale dzięki postępowi medycyny jej obraz zmienia się diametralnie. Jeszcze niedawno oznaczała dramatycznie krótkie życie, dziś – z odpowiednim leczeniem – pozwala pacjentom wracać do pracy, planować rodziny i marzyć o przyszłości. Jak mówi Ilona Roszkowska-Rzemieniecka:

Chcemy po prostu móc żyć jak najpełniej. Dzięki nowym terapiom ta nadzieja staje się coraz bardziej realna.
Marcin PowęskaM
Napisane przez

Marcin Powęska

Biolog, dziennikarz popularnonaukowy, redaktor naukowy Międzynarodowego Centrum Badań Oka (ICTER). Autor blisko 10 000 tekstów popularnonaukowych w portalu Interia, ponad 50 publikacji w papierowych wydaniach magazynów "Focus", "Wiedza i Życie" i "Świat Wiedzy". Obecnie pisze także na łamach OKO.press.